Powiało pesymizmem.
Od pewnego czasu zauważyłem, że publikuje wpisy jedynie wtedy jak coś się dzieje ze mną lub z moim organizmem. Musze zmienić trochę taktykę bo za chwilkę będę dostawał komentarze, że to nie blog optymisty a pesymisty próbującego walczyć z HCV.
A tak nie jest. Staram się w ogóle nie przywiązywać wagi do dotykających mnie skutków ubocznych, jednakże psychika człowieka jest tak zbudowana, że nie da rady nie myśleć o czymś co dotyka jej właściciela i wywiera bardzo duży wpływ na jego życie. Muszę powiedzieć szczerze, że wiele osób będących na terapii przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu C lub B dałoby dużo aby „mieć takie skutki uboczne” jakie dotykają moją osobę. Wiem, że ludzie moją poważniejsze problemy niż ból głowy, osłabienie czy jakieś tam nieduże spadki morfologii. Tak, ja przez terapię przechodzę bardzo lekko, nawet ostatnio moja lekarz prowadząca powiedziała, że miło patrzeć jak mój organizm sobie radzi z leczeniem bo inni nie mają tyle szczęścia. Ja sobie z tego zdaję sprawę i dziękuje Bogu, że mnie bardziej nie doświadcza, zdaję sobie również sprawę z tego, że coraz więcej mam chemii w organizmie i w każdej chwili może mnie dotknąć pogorszenie zdrowia lub pojawienie się innych bardziej przykrych skutków ubocznych bo jak to mówią ” im głębiej w las tym więcej drzew „.
Trzeba jednak myśleć pozytywnie bo to właśnie daje siłę do walki, nie tyle z chorobą co ze samym sobą. Do końca przygody z interferonem i HCV pozostało mi 22 tygodnie. Wytrzymałem już 26 tygodni brania leków to i resztę wytrzymam chociażby nie wiem co się działo, dam radę.